poniedziałek, 13 stycznia 2014

Życie czy serial?

Niekiedy serial potrafi zaskoczyć jednym odcinkiem, który może nie mieć wiele wspólnego z główną fabułą lub konkretnym wątkiem na dany sezon. Ale chyba nic ostatnie mnie nie podekscytowało tak bardzo jak 8 epizod piątego sezonu Supernatural pod tytułem "Changing Channels".


Wiele bym dał, żeby to mnie przenoszono od jednego serialu do drugiego, żebym mógł wcielać się w przeróżne postacie. Do tego zmuszeni zostali bohaterowie Supernatural Sam i Dean Winchesterowie. Trzeba przyznać, że takie zjawisko nadnaturalne, wydawałoby się zabawne jednak oni nie wydawali się tak dobrze czuć w narzuconych im rolach. Więcej zabawy miał widz, patrząc jak ulubieńcy radzą sobie w nietypowej sytuacji.

Tak więc trafiają na plan dramatu medycznego, jak przystało na tego rodzaju produkcję nie chodzi w niej o problemy zdrowotne tylko o szpitalne romanse. Tych najwidoczniej nie brakuje w "Dr. Sexy". Właściwie cały żeński personel z uwielbieniem i pożądaniem wpatruje się w Sama, słucha jego poleceń, które na normalnych salach operacyjnych brzmiałyby niedorzecznie. Jak tu nie zazdrościć? Sam chętnie byłbym lekarzem, największym ciachem, tylko po to by móc igrać z uczuciami współpracownic. Zemsta jest słodka!

Następnie Dean i Sam zostali przeniesieni do japońskiego game show, a Japończycy są naprawdę dziwni, skoro bawi ich gra w Zgniatacza Jaj. Nie jest to konkurencja przyjemna i nie chciałbym w niej uczestniczyć. Przymocowanie do urządzenia z młotkiem, który uderzy w krocze jeśli źle odpowiesz na pytanie to coś dla sadomasochistów. Zwłaszcza jeśli nie zna się japońskiego (po tylu latach oglądania anime, jakie mam za sobą, zdołałem zrozumieć o co chodzi w pytaniach, tak piąte przez dziesiąte).

Potem nadszedł czas na krępującą reklamę środka na choroby weneryczne (w końcu nie chcesz zarazić innych). Nie byłbym w stanie zagrać tego tak przekonująco jak Sam, który  odcinek wcześniej złapał takowe schorzenie. Dodam, że nietypowo, bo za pomocą zaklęcia pewnego czarownika. Na szczęście ta przerwa była krótka ( polskie stacje telewizyjne są do kitu jeśli chodzi o długość reklam, więc God Bless America!) i bohaterowie znaleźli się na planie kolejnego serialu.

Tym razem Sam i Dean wystąpili w sitcomie Supernatural. Muszę przyznać, że znakomicie wywiązali się z zadania rozbawiając publiczność. Taka zmiana konwencji na znacznie luźniejszą jest niewiarygodnie zabawna. Pokazuje to dystans twórców serii do własnego dzieła, fakt, że zdają sobie sprawę z pewnych konwencji w jakich seriale tkwią, ale oni potrafią się z nich wyrwać. I kpić z innych produkcji.



Na przykład z serialów kryminalnych CSI. Noszenie okularów przeciwsłonecznych w środku nocy, charakterystyczne zdejmowanie ich i zakładanie nad zwłokami oraz gadka boleśnie punktują słabości tego rodzaju produkcji. W ostatniej serialowej sekwencji diametralnej zmianie uległa rola Sama, który został zamieniony w samochód. Oczywiście była to parodia serialu "Nieustraszony" z Davidem Hasselhoffem. Grzebanie w bagażniku stało się niekomfortowe jak nigdy wcześniej.

Jaki jest morał tej historii? Otóż taki, że każdy odgrywa swoją rolę w społeczeństwie. Czy to męta, studenta lub faceta, który woli oglądać seriale od interakcji z ludźmi ;).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz