Znudzony serialem "Supernatural", który w połowie zeszłego sezonu rzuciłem w diabły, czekałem aż na horyzoncie pojawi się produkcja z demonami w roli adwersarzy. Z sceptycyzmem sięgnąłem po "Shadowhunters". Szału nie ma, ale za to jest ruda laska!
Serial powstał na podstawie książki
"Miasto Kości" Cassandry Clare. Z grubsza chodzi o to, że Clary Fray obchodzi 18 urodziny, a jej matka Jocelyn chce jej przekazać coś niezwykle ważnego. Nastolatka ma ciekawsze rzeczy do roboty i idzie na występ zespołu nerdowatego kolegi Simona, który oczywiście jest w niej zakochany (a Clary traktuje go jakby był
Jorah Mormontem z "
Gry o Tron").
Po imprezie Clary wpada na Jace Wylanda, którego nie widzą inni, bo jest Nocnym Łowcą i poluje z Aleckiem i Isabelle. Niedługo później na jaw wychodzi, że wszystkie potwory istnieją!
Na szczęście Nocni Łowcy chronią przed nimi ludzi, a Clary podobnie jak jej matka do nich należy. Wszystkiego dowiadujemy się, gdy demony porywają matkę bohaterki, a Dot (koleżanka matki) wysyła dziewczynę przez portal. Clary Fray nie zachowuje się w tym wypadku jak powinna. Zamiast zadzwonić po
Liama Neesona, który powtórzyłby scenę z
"Uprowadzonej", dziewczyna zdaje się na pomoc wyżej wspomnianych Nocnych Łowców.