poniedziałek, 6 marca 2017

Złamane Taboo?

O tym tabu nie sposób się nie wypowiadać głośno i z zachwytem. Minierial może i nie jest wyładowany akcją po brzegi, fabuła nie gna na złamanie karku, ale właśnie dzięki temu pozornemu spokojowi zwroty akcji wybrzmiewają jeszcze silniej. Nie brakuje twistów, gdyż przez osiem odcinków jesteśmy świadkami misternego budowania intrygi przez Jamesa Keziaha Delaney'a.

Akcja "Taboo" ma miejsce w Londynie Anno Domini 1814. Na pogrzeb ojca przybywa wspomniany wyżej James, uznany za zmarłego. Co prawda po jego "śmierci" krążyły liczne plotki, że ocalał z zatopionego u wybrzeży Afryki statku, ocalił go tubylec, a sam bohater stał się kanibalem i dzikusem, pamiętajmy iż wtedy nie było tak rozwiniętej komunikacji i nie mógł skontaktować się z nikim, kto by go podwiózł. Mniejsza z tym, ważne że James wrócił, w dodatku chce pomścić ojca (zgon był tylko pozornie naturalny), a przy okazji zdobyć serce ukochanej Zilphy, czyli  przyrodniej siostry, obecnie mężatki. Tak, to nadal lepsza love story niż "Zmierzch".


Odcięty od dobrodziejstw cywilizacji Delaney zgłębiał tajniki mistycyzmu albo magii, mniejsza z tym, ważne że wiedział o rzeczach, o których nie mógł się dowiedzieć. Ponadto prześladują go wizje, zwłaszcza jego matki, z którą ma kontakt dzięki rzece - ot rekreacyjnie włazi do wody, zanurza głową swobodnie się unosząc i TRACH! mamy niepokojące ujęcie pani Delaney wyglądającej jak wiedźma z Salem. Jego powiązanie ze światem duchów jest silne zapewne dzięki rodzicielce pochodzącej z indiańskiego plemienia zamieszkującego Przesmyk Nootka, będący kluczem w wojnie młodych Stanów Zjednoczonych a Koroną Brytyjską. Ziemię tą dziedziczy James, dzięki czemu może znacząco podnieść swoją sytuację ekonomiczną, a także wykorzystać fakt posiadania do manipulowania wrogami - kto by nie chciał mieć monopolu na handel herbatą z Chinami (w XIX wieku)?

piątek, 17 lutego 2017

Czy w Belle Epoque jest coś pięknego?

Jana Edigeya-Koryckiego nie było w Krakowie 10 lat - w tym czasie był marynarzem. Wrócił w rodzinne strony na pogrzeb swojej matki, planując zemstę na Kompanii Wschodnioindyjskiej. Ups, przepraszam, to nie ten serial!






Zemsta nie jest głównym motywem "Belle Epoque", nie jest też nim patologiczna chęć pójścia do łóżka z własną siostrą jak to jest w "Tabu". Właściwie polski serial nie ma żadnego większego motywu. Ot, bohater chce po prostu uczestniczyć w pogrzebie i wracać tam skąd przybył. Odwiedza swojego przyjaciela Henryka Skarżyńskiego, który prowadzi własne laboratorium, w dodatku kryminalne. To właśnie u niego poznaje szefa policji Jelinka (z wąsem, którego pozazdrościłby mu każdy Janusz) i mimochodem pomaga w rozwikłaniu śledztwa. Może nie tak mimochodem, bo odkrywa powiązanie między niedawno znalezioną odciętą głową, a śmiercią matki. Geniusz!

Wątek kryminalny jak na polskie warunki został zrealizowany nieźle. Problem polega na tym, że jesteśmy przyzwyczajeni do nieco bardziej dynamicznych kryminałów amerykańskich pokroju CSI, NCIS itp. Narzucone ramy czasowe nie pozwalają na finezję w kwestii fabularnych twistów (jest jeden, ale taki z rodzaju klasycznych), ani na wymyślenie naprawdę skomplikowanej zagadki jak to jest w przypadku "Sherlocka". Nie zmienia to faktu, że przydałoby się dopakować trochę więcej akcji i emocji, samo szybkie gadanie nie wystarczy, by przykuć widza na dłużej. Momentami gra aktorska wręcz woła o pomstę do nieba, ale taki mamy klimat.